Fakt - Opinie Fakt - Opinie
1014
BLOG

Andrzej Siemaszko: Kryzys nie spowoduje wzrostu przestępczości

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Polityka Obserwuj notkę 6

Z prof. Andrzejem Siemaszko, kryminologiem, rozmawia Łukasz Warzecha

 

Oficjalne statystyki pokazują, że przestępczość spada. Czy tak jest naprawdę?
- Z zasady traktuję oficjalne dane z rezerwą, między innymi dlatego zająłem się badaniami wiktymizacyjnymi, czyli takimi, w których pytamy ludzi czy padli ofiarą przestępstwa i czy ten fakt zgłosili. Dzięki tym badaniom możemy m.in. poznać tak zwaną ciemną liczbę przestępstw, czyli ocenić, jak wiele spośród faktycznie popełnionych czynów nie zostało zgłoszonych na policję, a tym samym nie figuruje w oficjalnych statystykach.
      
Badaniom wiktymizacyjnym zarzucano często, że nie są wiarygodne, bo ludzie deklarują poczucie zagrożenia albo nawet to, że stali się ofiarami przestępstw, z powodu atmosfery jaką tworzą media, a nie ze względu na fakty.
- Mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że to nieprawda. Okazuje się, po pierwsze, że istnieje ścisła zależność między wynikami badań wiktymizacyjnych a oficjalnymi statystykami przestępczości, co oznacza, że mierzą one jednak to samo zjawisko. Po drugie, że występuje silna dodatnia korelacja między poziomem przestępczości a lękiem przed nią oraz oceną pracy policji. Jeśli spojrzeć na mapę województw, to zbieżność jest niemal idealna. Tam, gdzie ludzie sygnalizują największą obawę przed przestępczością, jest ona rzeczywiście największa, a jednocześnie policja oceniana jest najgorzej. Ścisła zależność między przestępczością a lękiem przed nią ma zresztą kapitalne znaczenie praktyczne. Otóż nie jest tak – jak się powszechnie sądzi – że lęk przed przestępczością ma charakter irracjonalny lub jest wywoływany przez media. Jest on jak najbardziej uzasadniony: boimy się przestępczości tam, gdzie istotnie powinniśmy. Wystarczy więc znać poziom lęku w danym województwie, by z dużym prawdopodobieństwem określić nasilenie przestępczości, jakie w nim występuje.
      
Jest Pan pionierem badań wiktymizacyjnych w Polsce. Zdaje się, że na początku nie było łatwo. Ze strony policji spotykała Pana pełna obstrukcja.
- Tak, to była całkowita negacja. Policja wychodziła z założenia, że wyniki badań wiktymizacyjnych to taka żyrafa o dwóch głowach, czyli coś czego nie ma. Z czasem stosunek policjantów do tych badań zaczął się zmieniać, do tego stopnia, że w końcu sami zaczęli je prowadzić. Zorientowali się wreszcie, że ich statystyki nie są do końca miarodajne i że przydałoby się mieć jakieś alternatywne wskaźniki oceny pracy policji i lęku przed przestępczością.
      
Czy zatem badania wiktymizacyjne potwierdzają to, co wynika z oficjalnych  statystyk – jest lepiej?
- Tak. Zmiana nastąpiła gdzieś na przełomie 2004 i 2005 roku. W niektórych przypadkach ten spadek jest wręcz drastyczny. Na przykład pod względem kradzieży samochodów czy z samochodów oraz włamań spadliśmy już poniżej poziomu z rekordowego roku 1990.
      
Możemy otwierać szampana? Czy może jest na tym obrazie jakaś rysa?
- Rysa jest: szybko wzrasta przestępczość nieletnich. I od razu mówię, że poza banalnymi wyjaśnieniami tego faktu, takimi jak wpływ Internetu czy telewizji albo rozpad więzi rodzinnych, nic mądrzejszego nie mogę powiedzieć. To by wymagało dużych, systematycznych badań, które w tym roku dopiero w instytucie zaczynamy. Ponadto istnieje obecnie coś takiego jak podwójnie ciemna liczba przestępstw, czyli czyny, o których nic nam nie powiedzą ani statystyki, ani badania wiktymizacyjne. To cyberprzestępczość oraz przestępczość na szkodę sieci handlowych i banków. Większość takich czynów nie jest z różnych powodów zgłaszana. W przypadku sieci handlowych oraz banków chodzi głównie o to, żeby uniknąć szkód wizerunkowych.
      
Rozumiem jednak, że tradycyjnych przestępstw jest mniej. Dlaczego?
- Przyczyn jest kilka. Tradycyjne przestępstwa wymagają niekiedy wiele zachodu, a ich opłacalność jest obecnie mizerna. Weźmy włamanie: sprawa ryzykowna, wymagająca przygotowania, wysiłku, znalezienia paserów na łup, a zysk jest często niewielki. To po prostu już się nie opłaca. Tymczasem aparatura do skanowania kodów z kart bankomatowych jest łatwa do zdobycia, a zysk może być dużo większy. Nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych wyczynach w rodzaju podkradania kodów dostępu do bankowych kont internetowych. Z najnowszego „Atlasu” jasno wynika, że „tradycyjne” metody przestępcze są coraz mniej popularne. Coraz więcej za to jest wyłudzeń, oszustw, przestępstw narkotykowych oraz gospodarczych.
    
To najważniejsza z przyczyn?
 - Bynajmniej. Tę postawiłbym na dalszym miejscu. Najistotniejsza przyczyna jest banalnie prosta: zmiana w strukturze wieku ludności. Kurczy się grupa szczególnego ryzyka, którą są mężczyźni w wieku od 16 do 24 lat. To oni popełniają najwięcej przestępstw. Skoro jest ich mniej, to i przestępczość spada. Działa demografia, a także emigracja, bo to właśnie głównie młodzi ludzie emigrują.
      
Z tego, co Pan mówi, wynika, że spadek liczby przestępstw nie jest właściwie zasługą lepszej prewencji czy lepszej pracy organów ścigania, ale tak zwanych czynników obiektywnych.
- Zgadza się. Ani poprzednia władza, ani obecna, ani przyszła nie powinna sobie tego poczytywać za zasługę. Zaś czynniki obiektywne mają to do siebie, że mogą w pewnym momencie zniknąć. I wtedy trend się odwróci.
      
Ale bywało tak, że policja bardzo chętnie przypisywała sobie zasługi, których wcale nie miała.
- Owszem. Pamiętam, jak swego czasu w kodeksie podwyższono wartość rzeczy, która wyznaczała granicę między wykroczeniem a przestępstwem, czego konsekwencją był oczywiście czysto formalny spadek liczby przestępstw i jednocześnie proporcjonalny wzrost wykroczeń w statystykach. Ówczesny komendant główny policji zwołał konferencję prasową, na której ogłosił, że to wszystko zasługa policji, w tym zwłaszcza jego.
      
Skoro spadła obawa przed przestępczością, to trudniej byłoby dzisiaj zrobić karierę polityczną w roli szeryfa niż choćby pięć lat temu?
- Oczywiście. Dla Polaków to już nie jest temat pierwszoplanowy i to widać: bezpieczeństwem wewnętrznym już się tak w polityce nie gra.
      
Czy pogłębiający się kryzys może spowodować ponowny wzrost przestępczości?
 - Tu pana zaskoczę: dane pokazują, że przestępczość pospolita (kradzieże, włamania, pobicia) wcale nie jest powiązana z biedą i bezrobociem. Jeśli odnieść poziom przestępczości do zamożności poszczególnych województw w Polsce, to okaże się, że jest on najniższy w województwach najuboższych, a największy w najbogatszych. To samo odnosi się zresztą do krajów: czym bogatszy kraj, tym większą ma przestępczość. Dlatego nie oczekiwałbym, że pod wpływem kryzysu i wzrostu bezrobocia przestępczość dramatycznie wzrośnie. Niektórzy uważają, że bezrobocie jest wręcz negatywnie skorelowane z przestępczością.
      
Jak to możliwe?
- Amerykanie i Brytyjczycy prowadzili badania na ten temat i doszli do wniosku, że grają tu rolę następujące czynniki. Po pierwsze – gdy ktoś jest bezrobotny, to więcej siedzi w domu, więc pilnuje swojego dobytku i trudniej takie mieszkanie okraść; zerka też częściej na swój samochód stojący pod domem. Po drugie – rzadziej wychodzi do miasta, gdzie znacznie łatwiej paść ofiarą przestępstwa. Po trzecie – istotnym elementem przestępczości są alkohol i narkotyki, a w czasie kryzysu ich konsumpcja spada, bo nie ma ich o za co kupować. Po czwarte – ludzie są ubożsi, a więc mniej można im ukraść, czyli przestępstwa stają się mniej opłacalne.
      
Dane o przestępczości bywają często wykorzystywane w sporach pomiędzy zwolennikami tego czy innego podejścia do polityki karnej. Czy w czasie Pana badań kiedykolwiek udało się wychwycić związek między wysokością lub nieuchronnością kar a poziomem przestępczości?
- Nie dostrzegam jednoznacznej zależności, a gdyby już jej szukać, to chodziłoby nie tyle o to, co jest w kodeksie karnym, ale raczej o to, jak interpretują go sądy, a przede wszystkim – jakie kary są faktycznie odbywane. Amerykańscy kryminologowie o profilu ekonomicznym są zwolennikami tezy, popartej bardzo poważnymi badaniami, że surowość karania przekłada się jednak na spadek przestępczości. Spierają się tylko o to, czy ta zależność wynika z efektu odstraszającego czy też jest skutkiem zatrzymania aktywności przestępczej ludzi, którzy siedzą w więzieniu. Jednak takie podejście nie przyjęło się w Europie, co wynika zarówno z przyczyn ideologicznych jak i – by tak rzec – merytorycznych. Teksty ekonomistów zajmujących się przestępczością, nafaszerowane zaawansowanymi modelami ekonometrycznymi, są dla przeciętnego kryminologa nie do strawienia. Uważam ponadto, że aby stawiać tezę o zależności między surowością karania a liczbą przestępstw, musielibyśmy mieć znacznie większy materiał empiryczny, na przykład z 30-50 lat.
 
Czy przypadkiem amerykańskie spostrzeżenia nie są w Europie odrzucane, po europejskie środowiska prawnicze są zafiksowane na resocjalizacji?
- To także prawda, trzeba jednak powiedzieć, że w kilku europejskich krajach – w Wielkiej Brytanii, która ma wielki problem z przestępczością, ale także w Holandii czy Francji – polityka kryminalna uległa w ostatnich latach istotnemu zaostrzeniu. Przykładowo francuskie rozwiązania w odniesieniu do recydywistów i nieletnich są tak drakońskie, że w Polsce nie miałyby szans na realizację. Tak więc liberalny model polityki karnej wcale nie jest już tak powszechnie w Europie akceptowany, jak to się u nas sądzi.
 

prof. Andrzej Siemaszko: kryminolog, ekspert od prawa karnego, autor cyklicznego „Atlasu przestępczości w Polsce”, dyrektor Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka