Fakt - Opinie Fakt - Opinie
562
BLOG

Polska to światowa potęga w kształceniu słabych uczniów

Fakt - Opinie Fakt - Opinie Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Profesor Jerzy Marcinkowski z Instytutu Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego inauguruje debatę "Faktu" na temat stanu polskiej edukacji:

„Kandydaci na studia są coraz słabsi”. „Coraz częściej stajemy przed dylematem – obniżać wymagania czy zostać prawie bez studentów”. Tego rodzaju opinie wygłasza większość moich rozmówców – nauczycieli akademickich w polskich uczelniach. A odwiedziłem w tym roku kilkanaście uczelni i rozmawiałem z wieloma dziesiątkami wykładowców.


Ale od tysięcy lat  stale się mówi, że młodzież jest dziś gorsza niż dawniej. Czy zatem zła opinia o jakości naszych kandydatów na studentów to jedynie część odwiecznej tradycji narzekania na młode pokolenie, czy też może opiera się ona na jakichś naukowo sprawdzalnych przesłankach?


Jesienią 2007 roku ogłoszono wyniki prowadzonego raz na kilka lat badania PISA – testu wiedzy i umiejętności uczniów szkół średnich w 30 krajach OECD (najbardziej rozwinięte kraje świata, w tym Polska). Wyniki badania PISA są publikowane w taki sposób, że można nie tylko się dowiedzieć, jaki jest średni wynik dla każdego kraju z osobna i dla każdej dziedziny wiedzy z osobna, ale także zobaczyć, jakie są w tych krajach wyniki dla poszczególnych grup uczniów.

Ogólnie rzecz biorąc, wyniki polskich dzieciaków są całkiem niezłe – z grubsza równe średniej dla całego OECD. Ale te dobre wyniki biorą się z tego, że jesteśmy prawdziwą światową potęgą w kształceniu słabych uczniów. Gdyby z każdego z trzydziestu krajów OECD wybrać 5 proc. najsłabszych uczniów, a potem dla tych najsłabszych 5 proc. z każdego kraju zrobić światowe zawody, to w takich zawodach polska młodzież byłaby bardzo wysoko, w okolicach 10. miejsca. Gdyby jednak wybrać z każdego z tych krajów elitę – 5 proc. uczniów najlepszych, to w zawodach dla tych elit Polacy byliby około 23. miejsca na 30 uczestniczących krajów.

Autorzy raportu PISA oceniają badanych poprzez przypisanie im „poziomu kompetencji” – od pierwszego do szóstego, tak jakby im stawiali stopnie od jedynki do szóstki. W teście z matematyki tylko około 10 proc. polskich uczniów znalazło się na piątym lub szóstym poziomie kompetencji. W krajach edukacyjnej pierwszej ligi takich uczniów jest około 20 proc., a czasem o wiele więcej: w Czechach 18 proc., w Finlandii 24 proc., zaś  w Korei Płd., Hongkongu i na Tajwanie około  30 proc.

W naukach przyrodniczych nasza elita wypada podobnie słabo jak w matematyce albo i gorzej. Gdyby wylosować stu polskich uczniów i wysłać ich do któregoś z krajów czołowej dwudziestki świata na test z nauk przyrodniczych, to tylko czterech lub najwyżej pięciu z tych stu młodych Polaków znalazłoby się w takim teście wśród dziesięciu procent najlepszych. Podobnie zresztą stałoby się, gdyby ich wysłać do Czech albo Słowenii.
Jeśli piąty poziom kompetencji z matematyki uważać za przepustkę do studiowania na którymś z kierunków decydujących o postępie cywilizacyjnym, to my kandydatów na takich studentów mamy garstkę – proporcjonalnie przynajmniej dwa razy mniej niż rozwinięty świat. Podobnie jeśli wyobrazimy sobie, że 10 proc. młodzieży w krajach pierwszej ligi ma kwalifikacje do wyższych studiów wymagających wiedzy przyrodniczej, to w Polsce takie kwalifikacje ma mniej niż 5 proc. uczniów.

W przeświadczeniu wielu moich kolegów z uczelni jakość kandydatów na studia pogorszyła się gwałtownie, gdy na uczelnie dotarły roczniki podlegające reformie gimnazjalnej. Trudno to udowodnić – badania PISA mówią o stanie obecnym, nie dostarczają zaś wiarygodnych danych mówiących o tym, jak poziom naszych uczniów zmienia się z biegiem czasu. Ale widać przyczynę, dla której mogłoby tak być: wprowadzenie gimnazjów odwlekło o rok selekcję zdolniejszej młodzieży. Dawniej taka selekcja następowała po ósmej klasie, i to też było o wiele za późno. Dziś zdolne dzieciaki w najlepszym do nauki wieku na kolejny, dziewiąty rok pozostawiane są w demoralizującym otoczeniu kolegów, dla których nauka nie jest żadną wartością. W środowisku, które dostarcza im wszystkiego oprócz intelektualnych wyzwań. „W gimnazjum to ja się nauczyłem pić i palić” – powiedział jeden z moich studentów. Niewątpliwie pożyteczne, ale jak na trzy lata trochę mało.

To, że polski system edukacyjny potrafił zadbać o rozwój najsłabszych dzieci, jest ważną wartością. Być może gimnazja odgrywają w tym rozwoju istotną rolę. Ale jeśli cenę za rozwój najsłabszych mają płacić najzdolniejsi, to nie opłaca się to nikomu. Bo o losie nas wszystkich w ogromnym stopniu decydują kwalifikacje najlepiej wykształconej części społeczeństwa. Architekta, który projektuje nasz dom i szkołę. Lekarza, który nam operuje serce albo choćby ma wiedzieć, na jakie badania nas skierować. Inżyniera budującego skrzyżowania i mosty, przez które jeździmy do pracy. Dziś już niestety wiemy na pewno, że za 20 lat pokolenie naszych specjalistów urodzonych w roku 1990 będzie od światowej pierwszej ligi dzieliła przepaść.

2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie